Ogromne podziękowania dla Ewy, która umie za mnie przecinki...i całą resztę :)
____________________________________________
Do świadomości Megan doszło kilka rzeczy. Pierwszą był dzwoniący zdecydowanie za wcześnie i zdecydowanie za głośno budzik. Miała ogromną ochotę cisnąć nim o ścianę, ale znudziło jej się sprzątanie odłamków już któryś raz w miesiącu. Drugą było uczucie chłodu, którego doświadczało jej ciało. Pomimo tego, że była połowa stycznia, nie miała zamiaru zmieniać swojego zwyczaju spania jedynie w koszulce. Poranne wyziębienie było warte trzymania się swoich zasad. Trzecią, ale nie mniej ważną rzeczą, było uporczywe zawodzenie małej, czarnej kulki sierści usytuowanej między jej nogami. Kochała swojego sierściucha, ale domaganie się uwagi o 5 rano powodowało, że Megan chciała z nią zrobić to samo, co z budzikiem.
Zwlekła się z łózka i poszła pod
prysznic. Gorąca woda rozgrzała jej ciało i pozwoliła zebrać myśli na resztę
dnia. W pracy musiała być dopiero za półtorej godziny, więc postanowiła wybrać
się do sklepu po jakiekolwiek pożywienie. Już wczoraj wieczorem widziała, że w
jej lodówce do jedzenia zostało w najlepszym wypadku światło, ale nie mogła
zmusić się do wyjścia, gdy na dworze było mniej niż -5 stopni. W drodze do
drzwi poczuła coś na łydce. Tym czymś okazało się być nic innego jak jej kotka.
Widziała to błagalne spojrzenie, domagające się jedzenia.
- Chica, zleź ze mnie, zaraz wrócę z jedzeniem - powiedziała śmiejąc się ni to do kota, ni to do siebie.
- Chica, zleź ze mnie, zaraz wrócę z jedzeniem - powiedziała śmiejąc się ni to do kota, ni to do siebie.
Jednak zwierzak nic sobie z tego nie
zrobił i dalej kurczowo trzymał się łydki dziewczyny. Meg zrobiła krok w tył i
strząsnęła puchatą kulkę na ziemię. W odpowiedzi otrzymała lekceważące
prychnięcie, ale przynajmniej mogła wyjść.
Ledwie przekroczyła próg kamienicy,
a dopadło ją przeczucie, że coś pójdzie źle. Wiedząc z doświadczenia, że jeśli
dzień zaczyna się marnie, to tak samo się kończy, postanowiła mieć się na
baczności. Szybko dotarła do sklepu, wrzuciła do koszyka potrzebne rzeczy, z
czekoladą na czele i skierowała się do kasy. Po drodze kątem oka dostrzegła
ostatnią paczkę „jej” papierosów, jednak gdy wyciągnęła rękę, to co poczuła
bynajmniej nie było paczką papierosów. Tym czymś okazała się być dłoń. Po mimo
niechęci do interakcji z kimkolwiek, postanowiła twardo walczyć. Ostrożnie
podniosła wzrok i natychmiast tego pożałowała. Spodziewała się każdego.
Nastolatka, innej kobiety, starszego dziadka. Każdego, ale nie kogoś takiego.
Na chwile zatopiła się w jego kasztanowych oczach zanim spłonęła rumieńcem.
Zwykle wygadana, teraz nie mogła wydusić z siebie słowa. Pośpiesznie zabrała dłoń
i pędem ruszyła do kasy. Chciała jak najszybciej opuścić sklep albo zapaść się
pod ziemię, jednak póki co tylko pierwsza opcja wchodziła w grę.
Odetchnęła z ulgą, gdy wydostała się
na zewnątrz. Skierowała się do mieszkania, co prawda bez papierosów, ale
przynajmniej z jedzeniem dla kota, jednak jakiś głosik z tyłu głowy, mówił jej,
że to jeszcze nie koniec. Była już prawie pod drzwiami, gdy poczuła rękę na
swoim ramieniu. Gwałtownie odwróciła się, by znów zobaczyć te same,
hipnotyzujące oczy.
- To chyba jest Twoje - odezwał się
nieznajomy, podając jej paczkę.
- Nie, nie wydaje mi się, przecież
ktoś mnie uprzedził - odpowiedziała z nutą ironii w głosie.
- Może dałabyś się zaprosić na kawę?
- Tak! Nie! Nie wiem, przepraszam,
jestem zajęta, muszę iść, pa! – paplała bez ładu i składu, zaciskając palce na
klamce, byle szybciej znaleźć się wewnątrz.
- Poczekaj!
Ale Meg już była za drzwiami. Wciąż
drżąc weszła do mieszkania, rzuciła zakupy na podłogę i z ciężkim westchnieniem
usiadła na podłodze. Chica już przy niej była, domagając się jedzenia.
Dziewczyna przytuliła ją i zatopiła twarz w miękkim futerku.
- A przecież chciałam tylko tych
kilka fajek - mruknęła rozdrażniona i zaczęła zbierać się do pracy.
Jej przeczucie właśnie zaczęło się sprawdzać.
Jej przeczucie właśnie zaczęło się sprawdzać.